doradztwo zawodowe

postaw na przyszłość

Na wsiach dominuje realizm

Maciej Szafrański: Jak w wiejskiej szkole radzicie sobie z przygotowaniem uczniów do edukacji zawodowej?
Jan Greczycho: To jest wiejska szkoła w niewielkiej, liczącej około 4 tys. mieszkańców, gminie. Mamy dwie charakterystyki pod względem zawodowym. Pierwsza – to dominacja zawodów rolniczych, a druga – bardzo duże bezrobocie, zarówno rzeczywiste, jak i ukryte. Większość dzieci przychodzi do szkoły z rodzinnymi cechami, wśród których niewiele jest ambicji czy też rozbudzonych oczekiwań. Dominuje realizm i – jak by to niektórzy nazwali – „trzymanie się ziemi i rzeczywistości”. Po zakończeniu naszego gimnazjum zdecydowana większość absolwentów wybiera szkoły zawodowe, w oddalonym od nas o 15 km Świebodzinie. W niewielkiej odległości jest jeszcze Zespół Szkół Zawodowych i Technicznych w Zbąszynku oraz wymagające Technikum Leśne w Rogozińcu, do którego co roku trafia kilkoro naszych absolwentów. Kryteria wyboru są więc zasadniczo dwa: rodzinne uwarunkowania oraz, ze względu na wiejskie położenie, jak najwygodniejszy dojazd do szkoły.

Znalazła się Pani w grupie nauczycieli gimnazjalnych traktowanych dość niesprawiedliwie…
Krystyna Piątek: Niesprawiedliwie…?

Tak, bo przecież przygotowanie do dalszej edukacji zawodowej w gimnazjach powinno być traktowane oddzielnie od spraw pedagogiczno-wychowawczych czy psychologicznych. Tymczasem, zwłaszcza w małych gminach, z powodu braku finansowania dominuje model łączenia ich w obowiązkach jednej osoby.
KP: To ciekawe, bo dziś właśnie chciałam porozmawiać o tym z dyrektorem… Prawidłowa orientacja zawodowa powinna być zupełnie odrębną dziedziną w edukacji i rozpoczynać się już w szkole podstawowej, a w gimnazjum – kontynuowana od I klasy. To oczywiście w miarę możliwości jest robione, choć czasem nikt nie nazywa tego dosłownie orientacją zawodową. Ja w VI klasie realizuję diagnozę „Labirynt zawodów”, w której uczniowie klikają na interesujące ich warianty i uzyskują pierwsze podpowiedzi, w jakich dziedzinach mają predyspozycje. Ale już w gimnazjum, w I i II klasie, na przygotowanie do dalszego kształcenia zawodowego powinno się przeznaczać minimum 4–5 godzin. Pozwoliłoby to na jego spokojną kontynuację 5-godzinną, w ostatniej klasie. Tymczasem dziś dominuje kumulacja całej problematyki właśnie w III klasie i nakłada się to dodatkowo na silne emocje związane z egzaminem. Edukacja zawodowa realizowana jest na zasadzie „wciskania” się w godziny wychowawcze, tzw. okienka itp. Ratujemy się tym, że każdy z nauczycieli poświęca tej tematyce przy okazji realizacji programu swojego przedmiotu. Tłumaczą uczniom do czego w praktyce przydać się może biologia, fizyka, język polski i język obcy.
JG: Są szkoły, w których doradca zawodowy ma jedną, dwie a nawet 5 godzin. Wybieram się do wójta na rozmowę, by od września w arkuszu organizacyjnym zaplanować czas na orientację zawodową…

Wójt jest przecież wprost zainteresowany, by skutecznie walczyć z bezrobociem…
JG: Oczywiście, ale trzeba uwzględniać fakt, że w szkole wiejskiej, w której dominują oddziały 13– i 15-osobowe, otrzymywana subwencja nie wystarcza nawet na sprawy podstawowe i samorządy ciągle głowią się skąd znaleźć środki angażowane w oświatę i na co przeznaczyć środki własne. To trzeba załatwić w skali ogólnopolskiej. Obligatoryjnie należy zaplanować w programach nauczania godziny na orientacje zawodową dzieci i młodzieży. Jeśli nie będzie to tak zorganizowane, to bogatsze samorządy sobie poradzą, a biedne gminy będą się jedynie starały cokolwiek w tej dziedzinie robić. Dojdzie więc do kolejnej defaworyzacji wynikającej z miejsca zamieszkania i zasobności publicznego portfela.

Jak udaje się Państwu godzić często sprzeczne ambicje i aspiracje dotyczące przyszłości dziewcząt i chłopców kończących Wasze gimnazjum. Rodzice mają swoje zdanie, nauczyciele swoje i, co oczywiste, trzeba uszanować podmiotowość uczniów?
JG: To ciekawy temat, zwłaszcza, że miałem okazję kierować szkołą techniczno-zawodową. Doświadczyłem, że rodzice często jeszcze uważają, że szkoła zawodowa to jakiś rodzaj gorszości, niepowodzenia własnego i dziecka. Naciskają w takich sytuacjach, by koniecznie przyjąć ich dziecko do technikum, wbrew oczywistemu brakowi predyspozycji czy umiejętności. Staramy się oczywiście w takich sytuacjach tłumaczyć, że łatwo jest unieszczęśliwić dziecko stawiając mu wygórowane oczekiwania.
W obecnej szkole pracujemy z uczniami i rodzicami aż 9 lat. Mimo wielu dyskusji i zastrzeżeń do systemu gimnazjów – paradoksalnie w wiejskim środowisku, w którym dominują zespoły szkół – mamy więc unikalną szansę na długoletnią pracę z uczniami i współpracę z rodzicami. Bardzo dobrze się nawzajem poznajemy i dzięki temu nie dochodzi do sytuacji nieporozumień, czy też burzenia wizji rodziców i dzieci.
KP: Można dodać, że w warunkach mniejszych społeczności te bardzo ważne decyzje zapadają w klimacie i relacji bardziej przyjacielskich i pozbawionych formalności. Do mnie bardzo często przychodzą rodzice i rozmawiamy, czy wybrany kierunek dalszego kształcenia będzie rzeczywiście dobry. Możemy reagować na bieżąco na każdą wątpliwość dziecka. Przeprowadzamy niezobowiązujące testy i dopiero w sytuacjach bardziej skomplikowanych udajemy się do poradni psychologiczno-pedagogicznej. Oczywiście, żeby nie idealizować – spotykamy się też z rzeczywistością, że rodzice niewiele wiedzą o swoim dziecku. Najczęściej takie zaniedbania wynikają z trudnej rzeczywistości walki o byt, po której już nie ma ani czasu, ani szans na wnikliwe zainteresowanie dzieckiem w domu. W takich przypadkach odpowiedzialność szkoły rośnie, dlatego właśnie tak ważne jest, żeby znaleźć niezbędne i wyraźnie wydzielone siły i środki na wypracowanie z każdą uczennicą i uczniem szkoły podstawowej i gimnazjum jego kariery i przyszłego sukcesu zawodowego.

Rozmawiał Maciej Szafrański

maj 2015 r.